A czy Ty patrzysz na oznaczenia wiekowe na pudełku z grą?
W serwisie tata.gazeta.pl pojawił się ciekawy felieton Michała Strzałkowskiego pt. "Nie pozwalam grać synowi w strzelanki, choć sam w jego wieku grałem. Jestem hipokrytą?".
Sam, gdy miałem te naście lat, grałem w takie gry jak GTA, Carmageddon czy Wolfenstain 3D i jakoś nie wyrosłem na psychopatę latającym po mieście z siekierą w ręku. Rodzice jakoś też nie kontrolowali tego w co gram. Wierzyli chyba w to, że mam swój rozum i będę potrafił rozdzielić to co się dzieje na ekranie od rzeczywistości.
Teraz, kiedy sam jestem ojcem, wiem że będę bacznie patrzył w co gra mój syn i pilnował, by przez jego komputer czy konsole przewijały się tytuły adekwatne do jego wieku i wrażliwości. Bo różnice między grami sprzed dwudziestu lat a tymi obecnymi są spore - począwszy od grafiki (uproszczona vs. realistyczna), a kończąc na serwowanych przez grę emocjach (deweloperzy sporo się nauczyli w tej kwestii przez te dwie dekady) i brutalności, która teraz zdaje się być jeszcze mocniejsza (głównie "dzięki" grafice).
Na moje szczęście jestem fanem Nintendo, gdzie takich brutalnych gier się nie uświadczy. I mam nadzieję, że uda mi się w synu zaszczepić miłość do gier Wielkiego N, dzięki czemu będziemy wspólnie grali w Mario Karty czy inne ARMSy. Wiadomo, nie uchronię w ten sposób swojej latorośli od grania w inne gry u swoich kolegów. Ale chcę go na tyle uświadomić, by wiedział w które gry warto grać, a które na razie może sobie odpuścić.
Zdjęcie: Glenn Carstens-Peters (Unsplash)